Ciemna noc. Wokół mnie rozchodziły się drzewa, które pod
biegiem wiatru wyglądały jak te zjawy ze strasznych opowiadań starszej siostry.
Biegłam przed siebie, nie zbaczając na różne gałązki pod nogami. Gdzie ja
jestem? Przed kim uciekam? Dlaczego biegnę? Mimo iż dręczyły mnie te pytania,
jakaś siła nie pozwalała mi się zatrzymać.
-Chloe…Chlo…Chloee…. – słyszałam jak przez mgłę. Nigdy wcześniej
nie spotkałam się z tym głosem. Na pewno należał do mężczyzny, niski, męski
głos… trochę przerażający.
Czułam jak krew szybko pulsuje mi w żyłach. Nie miałam już
siły, opadłam na drzewo.
Ujrzałam nad sobą cień, jednak nie byłam w stanie ujrzeć
całej sylwetki. Umięśniona postura, wysoka postawa i … skrzydła… albo jakaś
plama…
-Co to do cholery jest? –wyszeptałam
…
Usłyszałam jakże denerwujący dźwięk budzika leżącego na
stole. Klepnęłam go z całej siły, ale jak na złość nie przestawał dźwięczeć.
Chyba właśnie taka jest ich rola, zanim je wyłączysz, byłabyś w stanie rozpętać
III wojnę światową. Wzięłam go do ręki i nacisnęłam guziczek na górze. Ahh
beztroska cisza.
Mieszkam w małym miasteczku, St. Albans, w Nowej Anglii. Tu
wszystko jest takie… magiczne. Może dlatego że cały obszar jest wielkości
połowy Central Parku, co dodaje mu takiej kameralności i spokoju. Nie ma u nas
wysokich wieżowców, biurowców, jedynie domki jednorodzinne a w centrum zauważyć
można nie więcej niż 3 bloki. Plus, że mamy dużo parków, no i jest też
jeziorko.
Dzisiaj czwartek, nie bez powodu dzwoniła ta felerna
maszyna. Wstałam ciężkim krokiem mamrocząc pod nosem tak zwane „brzydkie
słówka”. Wykonałam wszystkie poranne
czynności.
W mojej szkolę nie ma dużo uczniów, czego się spodziewać
skoro młodziesz stanowi 40% całego bałaganu.
Tak więc lubię tam przebywać, na podwórku jest małe patio,
na które można wyjść podczas przerwy, jednak każdy zajęty jest sobą.
Postanowiłam pójść na piechotę, bo mam niecałe 500m do celu.
Szłam pomału i rozglądałam się dookoła, na drzewach nie było
już liści, zostały tylko, chude, pojedyncze gałązki zwisające bezwładnie z
pnia. Zima zaczyna się pełna parą.
Nagle ktoś (lub coś ? ) postanowiło zakończyć mój miły
spacerek. Widziałam tylko czarną plamę. Po chwili znalazłam się w krzakach,
leżałam na ostatkach trawy.
Nade mną zawiesiła się postać, chłopak. Wyglądał jak… ten ze
snu, identyczna postura….
-K..kim jesteś? – wydukałam wystraszona
Cały czas patrzył się na moje znamię na ręce, mam je od
urodzenia, przypomina trochę księżyc, jednak jest tak małe że na co dzień nikt
nie zwraca na nie uwagi. Naciągnęłam rękaw mojego fiołkowego swetra, by
ograniczyć mu dostęp wzrokowy do mojego odznaczenia.
- Wkrótce się dowiesz – zrobił cwany uśmieszek.
-Może mogłabym uzyskać odpowiedź, dlaczego kompletnie obcy
mi facet rzuca się na mnie, gdy ja jak ta grzeczna uczennica wybierałam się do
szkoły? – powiedziałam nieco podniesionym tonem, zaczął mnie trochę wkurzać.
-Ej, nie tym tonem – wysyczał a w jego oczach pojawił się
demon, prawdziwy demon.
-Zamknij oczy- wyszeptał mi do ucha. Siedziałam jak ta
idiotka w miejscu i byłam cała sparaliżowana, nie mogłam się ruszyć, chciałam
by okazało się to tylko snem.
-Zamknij oczy – powtórzył donośniejszym głosem.
Zamknęłam pomału powieki. Na zewnątrz wyglądam jak lwica,
ale w głębi duszy nigdy się tak nie bałam.
Usłyszałam cichy świst. Otworzyłam oczy. Zniknął. Zdąrzyłam
tylko usłyszeć ostatnie słowa…
-Uważaj na siostrę….
Co to miało znaczyć? Skąd on zna moją siostrę? Co się z nią
może stać?
Sama nie wiem, dlaczego, bałam się tego chłopaka, bałam się
jego słów.
Wstałam z ziemi po czym otrzepałam się i ruszyłam do szkoły.
Tym razem nie był to spokojny chód, jak na początku, był to wojenny marsz. Po 3
minutach byłam już w szkolę.
Fizyka, Matematyka, Hiszpański, Historia, Angielski… ten
dzień ciągnął się niemiłosiernie.
Jednak nie byłoby tak źle gdyby nie przerażająca uwaga
tajemniczego nieznajomego.
Zaczynam bać się o los mojej siostry.
Nasi rodzice zginęli podczas lotu Chicago- Nowy Jork. Mama
była stewardessą, tata pilotem.
Została mi tylko ona, ówcześnie 18-letnia zagubiona, ale i
jednocześnie silna jak metal, Marina Berry. Moja siostra, którą kocham nad
życie. Przecież nie musiała chcieć się mną zajmować, była pełnoletnia. Jest dla
mnie jak matka, zrobi dla mnie wszystko, przed wszystkim mnie obroni.
Anioł.
Ostatni dzwonek, koledzy z klasy z prędkością huraganu opuścili
salę od angielskiego.
Chciałam jak najszybciej być w domu.
Szłam szybko, niczym wiatr rozwiewający moje włosy, nie
zwracałam uwagi na nikogo.
Nim się zorientowałam, wylądowałam na betonie, uniosłam
głowę ku górzę i ujrzałam nową, znajomą mi już dosyć twarz z naszej klasy.
-Em… przepraszam.. Chloe tak? – powiedział i podał mi rękę.
Wstałam.
-Tak, jesteś nowy prawda? – uśmiechnęłam się lekko.
-Bryan- skinął głową i podał mi rękę na znak przywitania.
Rozmawialiśmy jeszcze z 5 minut, wymieniliśmy się numerami i
każdy z nas ruszył w swoją drogę.
Kiedy przekroczyłam próg domu od razu zaczęłam szukać
Mariny.
-Mara, wróciłam – nikt nie odpowiadał
-Marina jesteś tu?!
Zauważyłam kartkę na blacie w kuchni, wzięłam ją do ręki i
zaczęłam czytać.
„Pewnie jesteś już w
domu i pewnie drzesz się na cały dom w poszukiwaniu mojej osoby, wiec wiedz, że
poszłam do sklepu i wrócę za około 20 minut.
Buziaki, Mara”
Całe szczęście, już zaczęłam się bać…
Podeszłam do szafki koło telewizora, widniało na niej nasze
wspólne zdjęcie, jedyna rodzinna pamiątka, ja, Mara, mama,tata… to wszystko
odchodzi tak szybko, jak pstryknięcie palca.
Poszłam na strych, ah jak dawno tam nie byłam.
Wyciągnęłam moje ulubione pudełko z napisem „little bees” to
pudełko z moimi i Mariny rzeczami, nasi rodzice lubili podpisywać je w dziwne
sposoby.
Moją uwagę przykuło zdjęcie mojej siostry z moich 10
urodzin, stała lekko w kącie, a na jej ramieniu widniało… to samo znamię jakie
noszę ja.
Czemu tego wcześniej nie zauważyłam? Przypomniało mi się jak
ten chłopak z porannej przygody przyglądał się mu.
-Bzdura – pomyślałam, przecież to zwykły zbieg okoliczności,
może jest fanatykiem dziwnych znamion?
Usłyszałam szelest na dole, pewnie Marina otwiera drzwi, eh
nie znoszę tych zamków.
Zeszłam na dół i jak to na dobrą siostrę przystało,
postanowiłam pomóc jej w rozpakowaniu zakupów.
-Wcześnie dzisiaj wróciłaś, kochanie – powiedziała z tym
swoim wiecznym uśmiechem, chowając jogurty do lodówki, zawsze jest pogodna i
wesoła.
-Nie było Biologii – oparłam biorąc wrapy z siatki.
Nagle Mara stanęła w miejscu i przytuliła się do mnie.
-Uważaj na siebie skarbie, proszę –wyszeptała i pocałowała
mnie w czoło.
---
W końcu mamy rozdział pierwszy! Mam nadzieje że się podoba i zostaniecie na dłużej z tą historią, uwierzcie, warto. Chciałabym napisać coś zupełnie innego od tych wszystkich dotychczasowych #FF, rozpocząć nową erę. Jeśli spodobał wam się ten rozdział, zachęcam do wpisania swojego nicku na tt lub wpisania adresu email w celu informowania was o nowych postach. To dopiero początek, przygotujcie się!
June xx
ciekawie się zapowiada :) nie mogę się doczekać następnego rozdziału! x @damebrooksx
OdpowiedzUsuńdodałam do informowanych xx
UsuńWięc...
OdpowiedzUsuńZnalazłam kilka powtórzeń i błędów językowych, jednak można na nie przymknąć oko;)
Twój styl pisania jest przyjemny, lekko się czyta. ;)
Ogólnie, cóż ja moge powiedzieć po 1 rozdziale? ;>
Moim zdaniem początki zawsze są nudne, więc czekam na rozwinięcie akcji;)
Pozdrawiam, @reasontobee_
dziękuję ci bardzo za szczerą opinie, mam nadzieję że zostaniesz z tym blogiem i tą historią na dłużej, jeszcze wszystko się rozwinie :) dodałam do informowanych x
Usuńcudooooowne! trzymam kciuki skarbie! love xx @youdreamhoney
OdpowiedzUsuńdziękuje xx dodałam do informowanych xx
Usuńooooo jezu,jakie to cudowne.z niecierpliwością czekam na 2 rozdział *.* @stays1ds
OdpowiedzUsuńdziękuje kiciuś xxx
UsuńKochana, to jest cudowne! Wciągnęłaś mnie ;) Nie mogę się doczekać następnego rozdziału xx
OdpowiedzUsuńdziękuje kochanie, to wiele dla mnie znaczy xx
UsuńWitam.
OdpowiedzUsuńJeżeli chcesz zostać dodana do spisu, proszę umieścić link bądź button.
http://spisfanfiction.blogspot.com
Zapraszam również do Zbioru Blogów
http://zbior-blogow.blogspot.com
Pozdrawiam Xx